Rola Kochanki
Szybki spacer po parku, skwer pełen ludzi.
Przy ogłuchłym barku, przypomnienia kufel budzi.
Posadzony siwy młody pan, o wyblakłej twarzy.
Opróżnia za dzbanem dzban, uczucie mu się marzy.
W oczach pustka błyska, w środku brak człowieka.
Poprzeczka pod niebem niska, a pan nie narzeka.
Usta nie szarpną struną gardłową, nie wybrzmi dźwięczne „kochanie”.
Pomóżcie mi proszę, jestem niemową, a pytać pytałem, głuche wołanie.
Latały jaskółki wokół chustki z imieniem.
Zagłuszały słowa niedoszłym zdarzeniem.
W duszy jest pokój , charakter tajemny.
Zaburza się spokój, wynosząc karton pojemny.
Z listami do Ciebie, pisanymi ludzką namiętnością.
Ze łzami do Ciebie, zbieranymi rozkoszną skrupulatnością.
Podstępem wykradłem, ułożyłem pod nogami.
Serce wydarłem, zostałem za drzwiami.
Widziałaś niechybnie całuny miłość.
Minęłaś mnie mylnie pokazując motyle podłości.
Upłynęły cztery ciche lata, listy pożółkły.
Przemierzyłaś kawałek świata, łzy wyschły.
Jestem w śpiączce, nie mówię dlaczego.
Zabiłaś mnie we mnie, żałuję niczego.
Dopóki dzień nowy nastanie i słońce zaświeci.
Nie wezmę tego co jeszcze zostanie, po długiej zamieci.
Czekam na głośne „Nie, nie kocham Cię”.
Bez tego będę trwać w ciszy, przecież znasz mnie.