Gdzie jesteś?
Gdzie jesteś?
Zapominam już jak to jest być.
Zasłonięte szare firany, pochłonięte kurzem
Rozpraszają wygaszone słońce.
Zamknięty tyle lat w opuszczonym domu
Przemykam między potłuczonym gdzieniegdzie szkłem
Z góry chwytają mnie łapczywe dłonie zagłuszającego światła,
Wznosząc lekko nad zimny bruk, usypiając pokornym letargiem.
I tak dryfuję niczym martwy cień na tafli oczu.
Czasem tylko palce szalone
Snują się w czarno-białe klawisze
Porywając mnie z chłodnej pustki
Do blasku lśnienia
I tak zlewa się ze sobą
Dzień za dniem
W moim małym więzieniu
Z którego ucieczki nie ma
Na ścianach odbijają się bezbarwne twarze
Spoglądające na mnie z wyrzutem
Za chwilę będzie ciemno
Znowu muszę opaść
Byle tylko nie poddać się szaleństwu
Bylebym nie został sam
Byle nie wyjść
Bo za oknem nie ma nic.
Zapomniałem już jak to jest naprawdę być
Gdzie jesteś?