Zmierzyć się z bezkresną pustką. Pobyć w cichej intelektualnej samotności. Nie wypełniać się pierwotnością topiącą i lepką. Wyzbyć się zapachów i przestać czuć. Spokój. Ukradkiem zerkam na rwące nawyki z oddali, z ciekawością. W dystansie oceniać przelotny ciąg grzmiących stęków i ugryzień. Pochylony nad tym niczym zestarzały i obolały mądrością Pan nad upapranym lodem wnukiem. Zatańczyć czasem w blasku nocy i migoczących świateł. Zwierzyć się i powierzyć w całości wszystko a nic, swoją tępą namiętną cielesność. Pośród tych wartkich ruchów i delikatnych szeptów można usłyszeć śpiew i harmonię. W tej dzikiej wolności znaleźć ład, porządek. Małe to i nieistotne, szybko przemija i ucieka w niepamięć, a stałość jak stała tak też stać będzie.
Bezsilność obejmuje szyję ramionami i wyciera gorzkie łzy. Ciało jest dopełnieniem duszy. Tak jak teraz istnieje zawsze. I z tego samego powodu, który życie ofiaruje śmierci. Wszystko jest ułożone jak karty historii naszego ludzkiego trwania. Jest miłość do ciała, ciało do miłości i jednorodne niezuchwałe dumne zbawienie.